23 kwietnia 2017

02. Przeważnie nadzieje wywołują wspomnienia

W pierwszej chwili nie mogła zrozumieć skąd tak elegancki oraz zamożny człowiek, który na pewno żyje zgodnie z zasadami oraz moralnością mógł znać jej ojca. Kochała go, to fakt, ale nawet ona nie powiedziałaby, że był przykładnym obywatelem. Toż to byłoby wierutne kłamstwo, a ona ich nie znosiła. Co nie oznaczało, że sama nie kłamała.

Dopiero po jakiś kolejnych sekundach poczuła dziwny ucisk na sercu. Ten człowiek twierdził, że znał jej ojca. Ale może miał na myśli… innego ojca niż tego, którego zwykła tak nazywać? Poruszyła się niespokojnie, bo nie przypuszczała, że powodem dla którego wzbudziła zainteresowanie tego mężczyzny było jej pochodzenie.

- Ojca? – zapytała cicho, przekrzywiając głowę i prychając, gdy ciemny kosmyk opadł na jej oczy. Czuła jak George lustruje ją uważnym wzrokiem, ale nie nachalnym. Raczej oceniającym, nim jego uwaga na nowo nie skupiła się na jej oczach. Nie wyglądała zbyt pięknie po miesiącu spędzonym na okręcie. Zdawała sobie sprawę, że jej włosy znów były roztrzepane, krzywo ścięte i wpadające uparcie do oczu. Miała spierzchniętą skórę, zdrowo zarumienioną od słońca oraz kilka zadrapań po ciężkiej pracy na łajbie. Jej brązowe, obtarte spodnie nie powinny ujrzeć więcej światła dziennego, a buty sięgające łydek już dawno powinny zostać oczyszczone. Koszula miała piękną gamę różnokolorowych plam, w większości od nieznanych z pochodzenia substancji.

- Tak, tak, to mój dobry przyjaciel, Aureo. – uśmiechnął się znów tym ciepłym, troskliwym uśmiechem, który w jakimś stopniu kojarzył jej się ze Świrniętym Joe wiecznie przebywającym na Tortudze. Odrzuciła jednak wspomnienie wesołego staruszka, który gdy była mała uczył ją magicznych sztuczek.

- Ja… nie wiem o czym pan mówi. – westchnęła, przenosząc wzrok z rozmówcy na pracujących już na pokładzie marynarzy. Powstrzymała złośliwy komentarz na temat nieudolności jednego majtka, który miał problem ze zrobieniem zwykłego węzła. Złapała ciekawe spojrzenia kilku innych, dostrzegając w końcu, że wśród nich nie było żadnej kobiety. Mimo miesiąca spędzonego z samymi mężczyznami, drgnęła niespokojnie, bo poczuła się ciut niekomfortowo. Nawet najmniejszy majtek wyglądał schludniej i godniej niż ona.

- Och, biedne dziecko, oczywiście, że nie wiesz. Może wejdziemy do środka, gdzie dostaniesz w końcu solidne jedzenie oraz ciepły napitek? – zaproponował, kulturalnie wyciągając w jej kierunku ramię. Przyjrzała się mu z ciekawością, przytakując i niechętnie pozwalając poprowadzić. Nawet środek nie przypominał tak dobrze znanych jej korytarzy. Tutaj wszystko lśniło nowością oraz pachniało mydłem oraz jakimś specyfikiem. Jadalnia była ładnie urządzona, nie skromnie jak ich. Stół lśnił, a na ławy ułożone miękkie poduszki do siedzenia.

- Dziękuję. – uśmiechnęła się do jasnowłosego chłopaka, który postawił przed nią talerz ze smakowicie pachnącą rybą. George usiadł naprzeciw niej z kielichem wina w dłoni i delikatnym uśmiechem.

- Nie jestem pewien, ile tak naprawdę o sobie wiesz, Aureo. – zaczął dość niepewnym głosem, drapiąc po brodzie i wzdychając. – Mój przyjaciel wiele lat temu wypłynął w rejs na wyspę znaną jako Szafirowy Raj. Gdy urządzono jego posiadłość posłał po swoje dzieci, ale nikt nie spodziewał się, że złapie ich sztorm. Burza była wedle podań przerażająca, zabójcza i niebezpieczna. Jedna fala porwała córkę mojego przyjaciela, a mimo wielomiesięcznych poszukiwań ślad po niej zaginął.

Aurea przełknęła z trudem gorącą zupę, zaciskając mocniej palce na łyżce. Dobrze wiedziała, że została wyłowiona z wody jako mała dziewczynka. Jednak nie pamiętała zbyt wielu rzeczy przed tonięciem w wodzie. Jedynie co to w snach słyszała krzyki ludzie, którzy wołali jej imię, a potem była cisza. I ciemność.

- Pamiętam statek. – przyznała w końcu, a ulga na twarzy rozmówcy lekko ją rozbawiła. Zapewne spodziewał się jej krzyków bądź niedowierzania, ale Aurea była zbyt ciekawa własnej przeszłości by zawracać sobie głowę takimi bzdurnymi emocjami.

- Naprawdę nie wiesz w jakim byłem szoku, gdy ujrzałem cię drżącą pośród tamtych… panów. – chrząknął, upijając kolejny łyk wina i znów wracając do pogodnego nastroju. – Twoja rodzina będzie zachwycona moim podarkiem z podróży. Kto by się spodziewał, że przywiozę im prawdziwą perłę?

Dziewczyna wykrzywiła z lekkością usta w uśmiechu, jednak jej głowę zaprzątały inne myśli. Była bardziej ciekawa jak zareaguje jej ojciec na wieść, że jego perełka została wykradziona. Skrzywiła się lekko, wiedząc, że jeśli mężczyznę przerażała wizja sztormu, to nawet nie wyobrażała sobie jego reakcji na gniew jej rodziciela. Odruchowo uniosła dłoń na sznurek otaczający jej szyję i zacisnęła palce na złotym medalionie, który jako mała dziewczynka dostała od opiekuna. Przedstawiał on pirackie złoto, bardzo cenne, i ostatnio rzadko spotykane.

A potem jej myśli odpłynęły do wspomnień. Czy pamiętała jeszcze jak wyglądali jej prawdziwi rodzice?

///

Po trzech kolejnych dniach miała dosyć. Uwielbiała żeglugę, zapach słonej wody, powiew zimnego wiatru we włosach oraz kropelki opadające na policzki przy mocniejszym uderzeniu fali. Jednak w takim wypadku zwykle słyszała śmiechy oraz wesołe docinki. Tutaj natomiast nikt nie pytany się nie odzywał, a pierwszy oficer ograniczał się do krótkich komend.

W ciągu pierwszego dnia dostała od komandora własną kajutę, odstąpioną jej przez George’a. W kącie stała misa z wodą, którą opłukała twarz. Oprócz łóżka z zaskakująco wygodnym materacem i niegryzącą policzek poduszką w pomieszczeniu stało biurko oraz mała biblioteczka z nudnymi, politycznymi tytułami. Bardziej zainteresowała ją prosta, szara tunika, którą znalazła złożoną i pozostawioną pod drzwiami. Dość niechętnie zrzuciła ubrania zmieniając na nowe i mocno zawiązując sznureczki na dekolcie.  Poznała już codzienny rozkład dnia. Tuż po wschodzie słońca przez korytarz przebiegał pokładowy, nawołując do stołu. Najpierw spożywała posiłek ona w towarzystwie George’a, pułkownika, komandora oraz pierwszego oficera. Dopiero po odstąpieniu przez nich od stołu mogli do niego zasiąść niżej postawieni rangą, a pułkownik z komandorem znikali w swoim gabinecie.

Pierwszy oficer, Thomas Baddot, był ponurym, milczącym człowiekiem o niezbyt przyjaznej twarzy. Najczęściej jadł w ciszy i jako pierwszy opuszczał jadalnię. Bardzo subtelnie dawał im do zrozumienia, że nie przepada za dziewczyną. Ale Aurea równie niechętnie podchodziła do jego obecności, więc nie miała mu tego za złe.

Pułkownik Vincent nie zmienił jej zdania, co do swojej dwulicowości. Gdyby nie przyjaźń i szacunek wobec George’a, zapewne, wolałby ich wszystkich tam zabić niż układać się z Lucasem. Bardzo chętnie wypytywał ją o szlaki pirackie oraz ich kryjówki, ale twardo powtarzała, że nic nie wie. Zamykali ją pod pokładem i rzadko kiedy rozmawiali o tym w jej obecności.
Komandor, który przedstawił się jako Rufus Script, był poczciwym i mężnym człowiekiem zbliżającym się wiekiem do sześćdziesięciu wiosen. Jak zwykle uraczał ją uśmiechem i anegdotkami o swoich młodzieńczych ekspedycjach, a ona ze szczerym zainteresowaniem wsłuchiwała się w jego historie.

Więcej osób nie poznała osobiście, co poniektórych kojarzyła z nawoływań oficera Baddota, ale nikt do niej się nie zbliżał. Dlatego po śniadaniu, wymykała się do swojego pokoju, leżąc spokojnie na łóżku i zastanawiając, co robić dalej. Nie planowała początkowo takiej przygody jaką był powrót do pierwotnej rodziny. Czuła ciekawość na myśl o ojcu, matce oraz podobno rodzeństwie, która posiadała. George jednakże ucinał szybko rozmowy o jej familii, tłumacząc, że wszystkiego dowie się na miejscu.

Miejscem był port w Hartland, który był celem ich rejsu, a przy okazji miejscem zamieszkania jej rodziny. Podobno również miasteczko było rodzinnym domem samego George’a oraz komandora, który lubił chwalić tamtejszy bar pod Kaczą Płetwą. Nie oczekiwał by ojciec bądź matka chcieli ją tam zabrać, ale nie przerywała mężczyźnie podczas wzdychania nad prawdziwym miodem pitnym oraz słodkim winem.

W czasie obiadu znów milczała, woląc przysłuchiwać się rozmowom panów, którzy często nawiązywali do jakiś bitew na północy oraz problemom finansowym tamtejszych lordów. Sama nie miała większego pojęcia, co się dzieje dokładniej na lądzie, więc chłonęła każde słowo. Od czasu do czasu musiała odpowiedzieć na pytania o samopoczucie, jedzenie bądź czy nikt nie zakłóca jej spokoju.

Niestety, nikt nawet nie próbował jej przeszkodzić. Dlatego znudzona oraz zirytowana swoją izolacją po raz pierwszy opuściła kajutę oraz jadalnię i udała się na pokład. Kiedy wiatr wywołał nieprzyjemny dreszcz na jej ciepłym ciele, westchnęła o dziwo z zadowoleniem. Podeszła na lewą burtę, opierając ramionami o balustradę i przyglądając niezmieniającemu się horyzontowi. Od kiedy zmieniła okręt na ten mgła nie opuszczała ich ani na krok, spowalniając i zmuszając do wzmożonej ostrożności. Zerknęła przez ramię na uwijających się w pracy marynarzy, którzy z czerwonymi od chłodu rękoma naciągali żagle na drugi maszt.

- Musisz pociągnąć gwałtowniej. – nie powstrzymała się od komentarza skierowanego do chłopaka, któremu przyglądała się od kilku minut. Uniósł głowę, kierując w jej stronę szare jak niebo oczy i marszcząc brwi.

- Co? – spytał głupio, gdy po raz piąty jego węzeł się odplątał i opadł. Chwycił mocniej linę, a jego ramiona napięły się, gdy na chwilę irytacja nad kawałkiem cholerstwa wzięła górę. Uniosła kąciki ust domyślając się, że to jedna z pierwszych jego wypraw, skoro takie trudności sprawiały mu banalne węzły. Przesunęła spojrzeniem po krótko ściętych jasnych włosach, które przeczesywał ręką nerwowo. Miał szerokie ramiona, ale bez widocznych aż tak dobrze mięśni. Jednakże wyglądał na wystarczająco silnego by kiedyś dostać wyższą rangę.

- Nie cackaj się z tym. Szybko i mocno pociągnij na koniec, a nie tak delikatnie. – wyjaśniła, spuszczając wzrok na jego dłonie, gdy zaczął od nowa. Poczuła zaskakująco miłe zadowolenie, gdy jej posłuchał, a węzeł nawet nie drgnął. Znów na nią spojrzał, teraz z ciekawością oraz błyskiem wdzięczności, na co krótko skinęła głową.

- Dziękuję. – uśmiechnął się do niej niemrawo, przestępując z nogi na nogę i otrzepując ręce. – Męczyłem się z tym dobre piętnaście minut.

- Widziałam. – parsknęła, przewracając oczami na jego lekko uniesione brwi. – Nie mogłam się powstrzymać by przeszkadzać ci w tych trudach. To było całkiem zabawne.

- Całkiem interesujące jest to, że kobieta zna się na tym lepiej niż ja. – wzruszył ramionami, podchodząc do rzuconej na beczki sieci i z cichym przekleństwem zaczął odwiązywać poprzyczepiane do sznureczków śmieci. Aurea bez zastanowienia przysiadła na jednej z beczek, chwytając w ręce drugą część sieci i powoli również oczyszczając ją.

- Podpatrzyłam co nieco przez te parę lat. – mruknęła, przymykając powieki na kolejny powiew wiatru i wciągając do płuc chłodne powietrze. – Niedługo ta mgła się rozproszy. Zaczyna w końcu wiać, więc przyspieszymy.

- Oficer twierdzi, że to przez ciebie wciąż tkwimy w tym miejscu. – uśmiechnął się jeszcze szerzej przez co w prawym policzku ukazał się uroczy dołeczek. – No wiesz… kobieta na statku to samo nieszczęście.

- Naprawdę wierzy w te przesądy? – zaśmiała się cicho, opierając brodę na dłoni i nie spuszczając wzroku z towarzysza zaczęła nucić melodię. – A ty?

- Czy uważam, że przynosisz nam pecha? – cmoknął z niezadowoleniem, zerkając na nią oceniająco. – Jak dla mnie wyglądasz trochę jak wiedźma.

- Wiedźma? – nie powstrzymała kolejnego śmiechu, gdy zrobił znak krzyża. – Nie pierwszy raz to słyszę.

- Ale moi przyjaciele bardziej skłaniają się do określenia boginka bądź nimfa. – dokończył, również wbijając w nią szare spojrzenie i przyglądając, jak jej usta układają się w kolejnym uśmiechu. – Dla mnie możesz być i tymi dwoma na raz.

- W sekrecie ci powiem, że nie mam ani magicznych zdolności, ani nie jestem nieśmiertelna. – wyszeptała, bezwiednie sięgając do medalika na szyi i pociągając go lekko. – Ale nie przynoszę również pecha. Zazwyczaj szczęście mnie nie opuszcza.

- Powiedziała niewolnica piratów. – prychnął, kontynuując odplątywanie i nagle kręcąc głową. – Wybacz, nawet ci się nie przedstawiłem, czarownico. Thomas Atkins, młody marynarz na swoim czwartym rejsie.  

- Aurea. – odpowiedziała grzecznie, zagryzając wargę na jego kolejne zaintrygowane spojrzenie. – Nie jestem pewna jak dokończyć.

- No tak. Aurea Smith nie brzmi złowrogo. – zgodził się, znów ją rozśmieszając swoją teatralną powagą. – Jak to jest?

- Rozmawiać z człowiekiem, który minął się z powołaniem? Zamiast bycia błaznem udaje słabo majtka. – Atkins zmrużył powieki na taką obrazę, ale pokręcił przy tym z uśmiechem głową. – O co pytasz, Thomasie?

- Przyjaciele zwracają się do mnie Tommy, Aureo. – poprawił ją odruchowo, milknąc na chwilę i znów skupiając na zadaniu. Kiedy już stwierdziła, że się rozmyślił odezwał się ponownie, ale bardziej ostrożnie niż dotychczas dobierał słowa. – Jak to było… u nich?

Spuściła wzrok na swoje dłonie, przypominając jak ramię w ramię walczyli, pili, śpiewali. A potem wspólnie płynęli. Przed siebie. W nieznane. Naprzeciw przeznaczeniu. Nie spodziewali się, że ich los jest jednak spleciony z marynarką wojenną, a później wszystko potoczyło się szybko.

- Zmiennie. – odpowiedziała krótko, nie pozwalając zagłębiać myślom w przeszłość. Decyzja zapadła, Lucas płynął w przeciwną stronę. Pozostała ona oraz droga, którą wybrała.

Resztę dnia spędziła w towarzystwie Tommy’ego pomagając mu w prostych czynnościach i ciesząc oczy morzem. Pozwoliła chłopakowi opowiadać o celu ich podróży, który podobno był jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Nie chciała przypominać marynarzowi, że póki co to on niewiele widział, ale podobała jej się jego wizja. Z chęcią również dodał opowiastki o wcześniejszych rejsach, które wywołały u niego nieprzyjemne wspomnienia o burzy. Dopiero pod wieczór, gdy głodna po opuszczeniu obiadu powróciła do środka na kolacją, na której wysiedziała niecałe dziesięć minut nim zdecydowała się ukryć w swojej kajucie.


Po raz pierwszy usnęła z delikatnym uśmiechem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz