- W końcu się obudziłaś.
Aurea jęknęła przeciągle,
przewracając z boku na plecy i przecierając ze znużeniem powieki. Gdy w końcu
otworzyła oczy zobaczyła nad sobą sufit, zdecydowanie wyższy niż ten na
Charonie. Czuła nieprzyjemny ból, gdy oparła się łokciami i rozejrzała wokół.
Tavia siedziała przy toaletce, kończąc pleść warkocza i upinając go na boku.
- Czy my spałyśmy… tutaj? – uniosła
brwi, bo ostatnim co pamiętała to ich wspólny płacz oraz kulenie obok siebie na
podłodze. Wciąż leżała na miękkim dywanie, który widocznie posłużył im tej nocy
jako łóżko. Tavia zarumieniła się siarczyście, przytakując oraz przyglądając
uważnie swoim dłoniom.
- Wybacz, Aureo. Zapewne marzył ci
się przyjemny sen na miękkim łóżku, a przeze mnie… skończyłaś na podłodze. –
zmarszczyła brwi kończąc zdanie i cicho wzdychając. – Chociaż na śniadanie się
nie spóźnimy.
- Śniadanie. – wypowiadając już to
słowo usłyszała głośny odezw jej brzucha, który upominał się o posiłek.
Poderwała się do góry, zrzucając szlafrok i podchodząc do szafy, w której
zapewne schowano dla niej ubrania. – Nie martw się, Tavio, spałam w gorszych
miejscach niż ciepły pokój i podłoga.
- To doprawdy niepokojące, że
musiałaś się borykać z takimi… epizodami. – mruknęła, zerkając przez ramię i
robiąc wielkie oczy. – Aureo, to nie…
Jednak nim skończyła mówić ta
zdążyła otworzyć szafę. Zamarła zaskoczona, gdy zamiast sukienek podobnych do
tych siostrzanych znalazła i owszem suknie, ale o wiele mniejsze. Wyciągnęła
jedną z kreacji, która pasowałaby do niej jako dziecka, ale nie teraz. Dopiero
po chwili zrozumiała, że to prawdopodobnie naprawdę były jej ubrania. Nikt się
nie pomylił, tylko to ona nie zdążyła na czas by je włożyć. Przejechała palcem
po długim rękawie, który był przyjemny w dotyku nim uniosła wzrok na nagle
cichą siostrę. Tavia wpatrywała się w zawartość garderoby z dziwną miną, która
mówiła sama za siebie. Te rzeczy były na pewno jej.
- Lubiłam niebieski. – szepnęła,
odkładając błękitną sukienkę do środka, gdzie większość z ubrań miała taki
właśnie kolor. Uśmiechnęła się z trudem, zamykając w końcu drzwiczki i
opierając o nie ramieniem. – Wciąż go lubię.
- A ja? – zapytała Tavia, ale
machnęła ręką nim w ogóle Aurea zdążyła się odezwać. – Chodź, Aureo, u mnie coś
znajdziemy.
Dziewczyna przyglądała się drzwiom
przez które przeszła właśnie jej siostra, czując żal, że nie do końca jeszcze
potrafiła ją rozgryźć. Kiedyś czytały sobie niemalże w myślach, a teraz raniła
ją słowami nie zdając sobie z tego nawet sprawy.
- Aureo!
Westchnęła, wychodząc do saloniku,
a potem na korytarz, gdzie niecierpliwie wypatrywała ją Tavia. Przeszły obok
jednych drzwi, a komnaty jej siostry były bliżej niż się spodziewała. Pierwsze
pomieszczenie było równie duże co jej, podobnie umeblowane, ale ciut żywsze. Na
jednym z foteli leżał gruby sweter, a w kącie para pantofli. Na stoliczku
natomiast do połowy przeczytana książka oraz filiżanka z zimną już herbatą.
- Panienko?
W drzwiach pojawiły się dwie
dziewczęta, inne niż wieczorem. Jedna miała kasztanowe loczki, okalające
okrągłą buzię z zarumienionymi policzkami. Druga była wyższa od koleżanki o
jasnych jak zboże włosach, spiętych w solidnego koka. Obie miały na sobie identyczne
stroje składające się z szarych spódnic, ciemniejszej góry oraz ładnych
fartuszków.
- Aureo, poznaj moje dwie dwórki.
Iris oraz Pamelę, które od wielu lat mi pomagają. – Tavia wystawiła głowę z
sypialni, uśmiechając do zdezorientowanych dziewczyn. – A to moja siostra
bliźniaczka Aurea.
- Jesteście bardzo podobne. –
szepnęła niższa, czyli Iris, spuszczając wzrok i znów mierząc z zafascynowaniem
sylwetki sióstr.
- To właśnie między innymi oznacza
posiadanie bliźniaczki. – zauważyła z rozbawieniem Tav, śmiejąc radośnie i
machając na nie by weszły za nią. Aurea pospiesznie wypełniła polecenie,
ignorując palące spojrzenia, wbijane w jej plecy. Spodziewała się, że jej
powrót będzie sensacją. Pomijając fakt, że jej ojcem jest hrabia, ją wychowali
piraci oraz ma siostrę bliźniaczkę, to było całkiem spokojnie. Dwie służące
mało się odzywały, co niezmiernie bawiło jej siostrę, która twierdziła, że
najczęściej Iris nadawała jak katarynka, a Pamela znała najświeższe ploteczki.
Teraz jednak milczały, ostrożnie pomagając im założyć suknie Tavii. Aurea znów
czuła się niezręcznie, rozbierając przed towarzyszkami, które wyczuwając jej
dyskomfort pospiesznie narzuciły na nią halkę. Później było łatwiej, gdy
nakładały na nią dość prostą sukienkę o barwie wzburzonego morza. Wsunęła
dłonie w długie rękawy, wyszywane koronką oraz kończące przy nadgarstkach. Materiał
w talii był luźniejszy i nie przylegał do jej brzucha, przez co, tkanina lekko
się marszczuła. Dekolt był delikatny, ozdobiony doszytymi kwiatami różyczek. Od
bioder po stopy niebieska sukienka opadała luźno, szeleszcząc przy najmniejszym
kroku. Usiadła kolejny raz przy toaletce, kiedy Pamela chwyciła za szczotkę i
rozpoczęła uplatanie jakiegoś koka.
- Ma, panienka, ładne włosy. –
stwierdziła cicho, uśmiechając leciutko, gdy ich spojrzenia spotkały się w
lustrze. Aurea poczuła ciepło w piersiach na te słowa, bo właśnie porównywała
swój wygląd do Tavii. Czy tak by wyglądała, gdyby ponad dekadę temu nie
wypadła? Miałaby lśniące pukle, mleczną cerę oraz niewinną urodę? Bez
najmniejszej skazy jak siostra? Znów skierowała wzrok na bliźniaczkę, która
poprawiała rękawki swojej sukienki. Ona wybrała dla siebie zieloną o podobnym
do jej kroju, ale z naszytym dodatkowym materiałem na dole spódnicy. Włosy
pozostały upięte w warkocza, a jej duże oczy błyszczały, gdy cicho rozmawiała z
Iris. Na pierwszy rzut oka owszem niczym się nie różniły. Jednak Aurea była
szczuplejsza, niezdrowo patrząc na pełniejszą sylwetkę siostry, a jej włosy
wysuszone od słońca, soli i wody. Miała również ciemniejszą twarz, często
wystawianą do słońca oraz krzywo ścięte, czarne włosy.
- Sama je ścinałaś? – niemalże
czytając w jej myślach, Tavia stanęła obok i chwyciła jedno z krótszych
pasemek. – Wyglądają jakby ktoś był pijany, gdy postanowił ci obciąć włosy.
- Luke nigdy nie miał zbyt dużego
talentu. – mruknęła z uśmiechem, wiedząc, że bliźniaczka po prostu się z nią
droczy. Przewróciła oczami, widząc jej minę, gdy szykowała kolejny uszczypliwy
komentarz. Znów miała wrażenie, że kiedyś przeprowadzały podobną rozmowę. Może
często sobie dogryzały, gdy były młodsze? Jednego była pewna. Tavia wciąż była
jej bliska. Nawet po wielu latach ciszy między nimi, szybko uczyła się
odczytywać jej gesty, uczucia oraz słowa na swój własny sposób. Może to bliźniacza
magia?
- Później to naprawimy. – Tavia
odebrała szczotkę Pameli, samej wybierając kosmyki i upinając je tak by ukryć
różną długość włosów. W końcu chaos na jej głowie zniknął, a ona z lekkim
zdumieniem przyglądała ładnie upiętym włosom.
Kiedy wyszły na korytarz stres na
myśl o spotkaniu rodziców powrócił. Ojca. W końcu jak wyjawiła w nocy Tavia jej
matka umarła jakiś czas temu. Teraz miały macochę oraz młodszego brata, jednak
na pytanie o ich relację siostra jedynie wzruszyła ramionami. Jadalnia, do której
się kierowały, mieściła się na dolnym piętrze między największym salonem, a
inną bawialnią. Pierwszą rzeczą jaką zauważyła była lśniąca, marmurowa podłoga.
Pomieszczenie było prostokątne, duże, ale nie aż tak jak sobie wyobrażała. Na
środku ustawiono duży, drewniany stół, przykryty obrusem oraz naszykowanym już
jedzeniem. Trzy spore okna oświetlały w przyjemny sposób pokój, a jasne ściany
dodawały jeszcze więcej ciepła.
- W samą porę, moje miłe. – hrabia
podniósł się z krzesła u szczytu stołu, posyłając im wesoły uśmiech i
spoglądając to na jedną to na drugą. – Proszę, dołączcie.
Aurea posłusznie podeszła za
siostrą, która zatrzymała się po prawej stronie ojca. Jej miejsce było tuż
obok, więc bez wahania usiadła na miękkim krześle. Uniosła wzrok napotykając
brązowe, ciekawskie oczy oraz szeroki uśmiech na małej buzi chłopca. Miał, jak
one, czarne włosy ojca oraz jego lekko zgarbiony nos. Jednak usta były
pełniejsze, różowe oraz wygięte w dziecięcym, radosnym uśmiechu. Charles.
Teraz zerknęła na kobietę,
zajmującą lewą stronę ich ojca. Lady Ariana również na nią spojrzała z
nieśmiałym uśmiechem na pięknej twarzy. Miała smukłą twarz z dość płaskim
nosem, ale pełnymi ustami oraz sarnimi oczami. Ciemnoblond pukle sięgały jej do
pasa, teraz z wplecionymi w nie kwiatkami. Wyglądała zdrowo, rześko oraz
ślicznie, niczym syrena z pirackich bajek.
- Witaj, Ailin. – głos również był
melodyjny, pasujący do sympatycznej aury jaką wytwarzała wokół siebie.
- Aureo. – poprawiła macochę Tavia,
rzucając ojcu spojrzenie pełne nagany. Hrabia nie przejął się tym zbytnio,
unosząc puchar z ciepłym naparem i upijając łyka.
- Wyspałaś się, moja droga? –
zapytał ją, ignorując kolejne prychnięcie bliżej siedzącej córki.
- Tak. Ta noc była… oczyszczająca.
– przytaknęła, marszcząc lekko brwi, gdy dostrzegła, że nie ma więcej nakryć. –
A gdzie podział się Lord George?
- Niestety, nie dałem rady namówić
go na śniadanie. Opuścił nas o świcie. – wyjaśnił jej ojciec, wskazując służbie
by podeszła. Aurea wyprostowała się, kiedy wokół nich zaczęli krzątać się
ludzie podsuwając tace z jedzeniem i nakładając na porcelanowe talerze różne
dania. Spuściła wzrok na swoje dłonie, skubiąc rąbek obrusu by zignorować
spojrzenia pełne ciekawości. Czuła się skrępowana, chociaż od małego wzbudzała
duże zainteresowanie. Co innego jednak wśród piratów, starych kamratów ojca
oraz jej przyjaciół, gdzie nauczyła się to ignorować, a czasem nawet
wykorzystywać. Tutaj nie była na swoim terytorium wśród ludzi, których nawyków
oraz zachowania nie znała.
- Jadłaś kiedyś chleb? – uniosła
zaskoczona wzrok, gdy siedzący naprzeciwko jej chłopczyk zapytał ze
szczerością.
- Charles. – warknęła jego matka, a
hrabia zakrztusił się napojem. Tavia natomiast przewróciła oczami, unosząc dłoń
do ust by ukryć uśmiech.
- Nic się nie stało. – zapewniła,
chcąc oszczędzić chłopcu nieprzyjemnej kary za złe wychowanie. Uniosła brew,
gryząc kawałek trzymanej bułki i wzdychając. – Jadłam, ale nigdy tak pysznego.
- Nasza Maggie robi najlepszy chleb
w całej Anglii. – ogłosił z zadowoleniem chłopczyk, samemu przeżuwając spory
kawałek i potakując. – A jadłaś ziemniaki?
- Kiedyś nie zostało nam nic innego
przez dobry miesiąc. I dzień w dzień jedliśmy ziemniaki. – parsknęła, krzywiąc
oraz kręcąc głową. – Nigdy więcej.
- Ja też nie lubię ziemniaków! –
krzyknął z podekscytowaniem, a jego oczy błysnęły radością, że coś ich łączy.
Aurea zerknęła niepewnie na ojca, który zmrużył powieki z politowaniem. Lady,
jego żona, westchnęła z rozbawieniem, a jedynie Tavia wydawała się tym szczerze
zainteresowana.
- Od kiedy, Charlie, jeśli można
wiedzieć? Przed wczoraj brałeś dwie dokładki. – wypomniała mu siostra, ale
chłopczyk nie przejął się tym zbytnio. – Opowiesz nam jakąś anegdotkę, Aureo?
- Z mojego pirackiego życia? –
uniosła kąciki ust na żywe potakiwanie brata, o którego istnieniu nie miała
pojęcia przez te lata. Domyślała się, że dziecko na pewno liczyło na pirackie
walki, odważne wyczyny oraz łajdackie rabunki. Z racji jednak, że przy stole
siedział również jej ojciec i macocha powstrzymała się od licznych opowiastek o
jej zbójnickim życiu.
- Aureo, proszę. – powtórzył
błagalnie, opierając brodę na dłoni i uśmiechając. Zrobiło jej się miło, że
tak, jak Tavia, bez przeszkód zaczął używać tej wersji jej imienia. Czuła się
niezręcznie, gdy padało „Ailin”.
- Nie zadręczaj siostry, Charlesie.
– hrabia uniósł dłoń, gdy syn zaczął protestować, ucinając tym samym dyskusje.
– Dzisiaj przyjedzie do Lilacs Manor dwóch lekarzy by cię zbadać, Aureo.
- Nie jestem chora. – odłożyła
sztućce, sięgając po filiżankę, z której unosił się słodkawy zapach herbaty.
Hrabia zagryzł usta, zerkając na żonę, a potem znów na nią z niespokojnym
uśmiechem.
- Byłaś długo przetrzymywana w
bardzo złych warunkach, Ailin. Chciałbym się upewnić, że nic ci nie dolega. –
przerwał, gdy w końcu nie wytrzymała i podniosła gwałtownie. Zacisnęła dłonie w
pięści, mrużąc gniewnie powieki i wbijając niezadowolony wzrok w mężczyznę. –
Ailin, proszę, uspokój się.
- Mam na imię Aurea! – krzyknęła,
uderzając pięścią w stół i starając uspokoić coraz bardziej rosnącą wściekłość.
– Aurea. Nie Ailin. Ailin utonęła! – obróciła się na pięcie, kierując do drzwi
i jeszcze raz obracając by z żalem przyjrzeć siedzącej przy stole czwórce. – I
nie przytrzymywali mnie tam jak jakieś zwierzę. Uratowali mnie.
Po czym wyszła.